coś chciał mówić, chwycił niemi parę razy powietrze i zapadł w stan bezwładności. Przybyły w tej chwili z Jakóbem doktor sprawdził, że hrabia tym razem umarł już nadobre. Mimo to emeryci nie uwierzyli, zwlekali z pogrzebem i codzień po parę godzin przesiadywali przy nim w nadziei, że znowu oczy otworzy i zapyta ich, czy nie będą grać w karty? — Nie doczekali się jednak tego.
Po pięciu dniach zaniesiono go na cmentarz, a starego Jakóba pan Jacek wziął na służbę, a raczej na łaskawy chleb do siebie. Zostało ich tedy tylko trzech — do preferansa. — Wystarczało to od biedy, ale zawsze była niewygoda, bo gdy który z nich zaniemógł, partyjki już złożyć nie można było. — To też nieraz z tęsknotą wspominali sobie nieboszczyków. — Major byłby już chętnie zgodził się zostać zwolennikiem „Czasu“, żeby tylko mógł mieć pana Antoniego na ręku, a pan Wojciech byłby znosił mlaskanie hrabiego dla tego samego powodu. Śmierć zatarła w ich pamięci wady nieobecnych, a zostały same tylko dobre wspomnienia. Pan Antoni był dla nich teraz wzorem łagodności, a hrabiego nachwalić się nie mogli za jego uprzejme i pełne delikatności obejście!
Żadna gra nie obeszła się bez tego, żeby przy niej nie wspominano sobie nieboszczyków.
— Gdyby Antoni miał te karty w ręku, to jak amen w pacierzu grałby siedem bez atu — i wyszedłby, — mawiał nieraz major, gdy pan Jacek zbyt ostróżnie grę prowadził.
To znowu innym razem pan Wojciech się odzywał.
— E, hrabia by zpewnością majora złapał teraz. — Byłby wyszedł w piki i major leżysz, jak dwa a dwa cztery!
— Poczciwy Antoś!
— Poczciwy hrabia!
— Co oni też tam teraz biedacy porabiają?
— Czy też tam mają swoję partyjkę?
— A cóżby innego robili? — Toźby się na śmierć zanudzili bez kart, szczególniej hrabia.
Strona:Michał Bałucki - Typy i obrazki krakowskie.djvu/213
Wygląd
Ta strona została przepisana.