Strona:Michał Bałucki - Typy i obrazki krakowskie.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
100




VIII.
Mamuty.

Dwóch ich było, chodzili zawsze razem — obaj jednako starzy, jednako pochyleni; nawet ubiorem nie różnili się wiele od siebie, bo służący dodzierał suknie pana. Na pierwszy rzut oka trudno było odgadnąć: który pan, a który sługa, — zwłaszcza, że stosunek między nimi był przyjacielski, poufały. Ale, przypatrzywszy się uważniéj, widziałeś wielką różnicę. Służący, pomimo poufałości, do jakiej pan go ośmielał, zachował wobec niego pewien odcień uniżoności, — przyjaźń pana sprawiała mu zakłopotanie. Chodził niby z nim razem; ale krok jego był lękliwy, niepewny, nogi miały widoczną ochotę pozostać w tyle.... przez uszanowanie. Jeszcze więcéj uwydatniała się ta różnica na twarzach staruszków. Służący, brakiem wyrazu, przypominał stare wytarte trojaki, podczas gdy pan jego, mimo tak podeszłego wieku, zachował w rysach dokładność rysunku, jaką widzimy na złotych pieniążkach. Drobna twarz jego, o profilu nadzwyczaj delikatnym, była jakby z kości słoniowéj wyrzeźbiona, według starożytnych wzorów. Śnieżnéj białości włosy gęste, krótko strzyżone, jeszcze więcéj podnosiły to złudzenie; każdego uwagę zwrócić musiała ta piękna głowa, jakby żywcem wzięta z pracowni rzeźbiarza, osadzona na figurce małéj, wątłéj, ubrany w zielony surdut odwiecznéj mody i szafirowe spodnie. Wyobraźcie sobie taki antyk w popielatym cylindrze, w oprawie wysokich