Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Со? — wrzasnął starzec, wlepiwszy w towarzysza wzrok niespokojny, obłąkany — on żyje?
— Żyje; ale nie masz potrzeby obawiać się go — on nasz. Zamach na jego życie dokonany wśród dnia, przy takich ostrożnościach, jakiemi się otaczał, przeraził go i poddał pod rozkazy naszego rządu. Dziś jest jednym z najużyteczniejszych naszych członków; przez niego jesteśmy uprzedzani o aresztowaniach, jakie mają nastąpić, o tajemnicach cytadeli.
Starzec długo nie mógł wyjść z osłupienia, stał jak człowiek, któremu piorun upadł przed nogami — słowa nieznajomego złowrogo brzęczały mu w uszach. On własne życie postawił na kartę, by się zemścić na wrogu swoim — w kilku godzinach przeszedł całe piekło udręczeń, śmiertelnéj obawy, aby tylko zadość uczynić pragnieniom swoim — a tu nagle dowiaduje się, że ten człowiek żyje. Nie chciał temu uwierzyć.
— Wy mnie zwodzicie — rzekł nieprzytomnie.
— Jakiżbym miał w tém cel? Patrz, jeżeli znasz jego pismo, to czytaj. Tu jest jego wyznanie, w którém żałuje swych przewinień i oddaje się nam cały.
— I zdradzi was, jak mnie zdradził.
— Niepodobna. Każde doniesienie podpisuje własném nazwiskiem, ten warunek położono mu, aby się zabezpieczyć od jego zdrady i mieć broń przeciw niemu.
Staruszek chwycił namiętnie papier, spojrzał — potém zacisnął go w rękach, zmiął i z zaciekłością rzucił pod nogi nieznajomego.
— Pan zdajesz niezadowolniony, żeśmy naszém poświęceniem pozyskali sprawie tak użytecznego człowieka?
Staruszek rozśmiał się gorzko, ironicznie.
— Ja się mam cieszyć? ja? ja? — Ten człowiek wydarł