Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Więc ty nigdy nic nie czytujesz? spytała go po chwili, wyciągając na dalszą rozmowę
— Czytać, czytuję; to kalendarz, to powieść jaką, co mi wpadnie pod rękę, no i gazety — te codzień prawie, bo przecież trzeba wiedzieć, co się dziejew świecie, żeby człowiek miał o czem pogadać z ludźmi, ale to przecież czytaniem nazywać nie można. Prawda?
— Zapewne.
— Zresztą, ja od maleńkiego nie miałem ochoty do książek. Dla tego też ojciec, jak dostałem w trzeciej klasie trójkę, zerznął mi skórę i obrócił na gospodarza.
— Ale gdyby tak kto zachęcił cię do tego, poprosił.
— He! he! a cóżby komu na tem zależało?
— No, jakby tak kto się taki znalazł?
— E! nie znam takiego?
— Naprzykład, ja.
— Kuzynka? — spytał, topiąc w nią zdziwione oczy. — A cóżby kuzynce z tego przyszło?
— Gdyby mi też szło o to, żeby zrobić z ciebie człowieka wykształconego i gdybym prosiła cię, żebyś się wziął do tego? Cóż?
— Ba, to znowu inna rzecz. Dla kuzynki tobym ja Bóg wie co zrobił. Żeby mi kuzynka powiedziała naprzykład, skocz w wodę, to jak Boga kocham, anibym się chwilki nie namyślał,