Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/365

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

to wszystkie kwiaty chce poobrywać dla upiększenia swojej osoby. Stare to i chude, że aż kości chrzęszczą pod skórą, i na nogach ledwie utrzymać się może, a jeszcze jej się strojów zachciewa. Takie one wszystkie, panie dobrodzieju, — co znałem którą, to waryatka jedna w drugą. — A! prawda — nie wszystkie, nie wszystkie, — dodał, poprawiając się po chwili.Jest tu jedna, która, od czasu, jak ją tu przyprowadzili, nie pomyślała jeszcze ani o przeczesaniu się, ani o zmianie stroju. Siedzi z założonemi rączętami, zapatrzona przed siebie, nie widząca nic, nikogo. Gdyby jej nie karmiono, umarłaby z głodu. Chodź pan, pokażę panu, bo takich waryatek może pan nie spotkasz więcej na świecie. Wyobraź pan sobie! dziewczyna, która z miłości zwaryowała, i to z miłości dla biednego studenta. Kochali się bardzo, — ona czekała, aż zda egzamina na doktora; on uczył się, uczył, aż zapadł na suchoty. Wynieśli go na cmentarz, a ją tu przywieziono. O, patrz pan, co to za aniołek I prawda? tylko modlić się do tego.
Mówił to ze łzami w oczach i patrzył na nią zachwycony. Dzieweczka w istocie była piękną, tą pięknością pączka, w którym oprócz tego co się widzi, odczuwa się jeszcze piękności ukryte, nierozwiniętej ubiór miała skromny, włosy, gładko uczesane, oczy, jakby kirem powleczone.