Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

we wsi i małe prosię, któremu pastuchy przetrącili nogę.
Kazimierzowi nie było może bardzo przyjemne to porównanie z przetrąconem prosięciem i skaleczonem psiskiem; ale za wsze milszą mu była troskliwość naiwnego dziewczęcia, choć objawiona w tak niezręczny sposób, niż obojętność Jadwigi, która przez cały czas jego słabości, trwającej dni kilka, wcale się nie pokazała. Kazimierz domyślał się powodu jej nieobecności, chciała mu tem pokazać całą śmieszność i nierozwagę jego postępku. Czuł, że zasłużył na pogardę, a jednak kara wydawała mu się za srogą i bezlitośną. O ileż więcej serca pokazało to dziewczątko. które lekceważył i które dla niego nie było niczem.
Poczciwa Zosia tak dalece posunęła swoją troskliwość, że chciała sama kompresami okładać rękę i nogę chorego; tylko pani Kajetanowa temu się sprzeciwiała. Wprawdzie nie umiała wytłumaczyć się dokładnie przed Zosią, dla czego to nie wypada, bo Zosia w zbytku naiwności nie widziała żadnego powodu, dla czegoby nie miała opatrywać pana Kazimierza, skoro opatrywała Burka i skaleczone prosię, mimo to, musiała być posłuszną — i opatrunek zdać na starą Kaśkę, a sama tylko pod okno jego zachodziła po kilka razy dziennie, aby go się zapytać, jak się ma i czy czego nie potrzebuje. Ponieważ zajmowała się także po trochu kuchnią, więc z obowiązku