Przejdź do zawartości

Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

coś, czego się nie rozumie — rzekła Jadwiga, cała rumiana od wstydu i zgorszona niefortunnem znalezieniem się swego amanta. Więcej oburzała się, niż litowała; nie mogła mu darować, że nietylko siebie, ale i ją ośmieszył, jako swoją narzeczoną. Zapomniała wtedy o wszystkich skarbach wiedzy, jakie posiadał, pamiętała tylko, że się stał śmiesznym i to obniżyło niesłychanie jego wartość w jej oczach. Nie chciała nawet patrzeć dłużej na niestetyczne podskoki i podrygi jego i odwróciwszy się, poszła do pokoju.
Tymczasem stało się, że zanim zdołano zatrzymać spłoszonego rumaka, ten, skoczywszy w bok, zrzucił jeźdźca na ziemię. Uderzenie było tak silne, że Kazimierz stracił przytomność. Zosia, ujrzawszy to, z krzykiem wpadła do pokoju, porwała ze stołu karafkę z wodą, ręcznik i biegła co tchu ratować omdlałego, a za nią popędziła drobnym kroczkiem i pani Kajetanowa. — Długo musiano nacierać mu skronie, pryskać wodą, obmywać octem, zanim go się docucono.Pokazało się, że oprócz przestrachu i gwałtownego wstrząśnienia, noga i ręka uległy mocnemu stłuczeniu, a I skroń po lewej stronie była zadraśniętą do krwi. Zaniesiono go więc do mieszkania, obwiązano głowę chustką, a na nogę i rękę radzono kompresy. Zosia zapewniała go, że mu to dobrze zrobi, bo ona w ten sam sposób wyleczyła Burka, pogryzionego przez psów