Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/336

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Dlatego, żeśmy go tytułowali jasnym panem i weszli do niego z należytą rewerencyą, ale niechnobyśmy byli tego zaniechali, tobyś dopiero pan dobrodziej był widział, co on potrafi. To furyat, panie, jak się rozbryka, to czterech parobków rady mu dać nie może. Niech Bóg broni wpaść mu wtedy pod rękę. Ale to i na świecie, proszę pana, nie trudno o takiego waryata. Sam znałem takich panków, co służbę po gębie prali, jak ich zapominała tytułować jaśnie wielmożnymi; tylko że tamci mieli pieniądze, to im to uchodziło, i nie zamykali ich za to, a ten, że chudzina, to mu nie pozwalają na takie pańskie fantazye.
— Więc czemże on był właściwie?
— Podobno preceptorem do dzieci u jakiegoś magnata. Takim najczęściej i najprędzej w głowie się przewróci, bo państwo mają ten zwyczaj, że mamkom i nauczycielom dogadzać lubią ze względu na dzieci; więc i wygódki mają wszelakie, i papu dobre, i prupru, jeszcze lepsze, i lokaje są na usługi; to też nic dziwnego, że takiemu jednemu, drugiemu belferkowi wejdzie to w nałóg. nabiera pańskich gustów i choruje potem na pana. Ale to nietrzeba być koniecznie belfrem ani mamką, żeby zapaść na taką chorobę. Ekonom, jak dziedzica na tyle uskubie, że sam potem może zostać właścicielem; kupiec, jak się na korzeniach i cukrze dorobi jednej i drugiej kamieniczki; urzędnik gdy