Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/337

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się wygramoli na wysoką posadę, wszystko to choruje potem na panów, szukają sobie przodków po herbarzach, pchają się na pańskie salony, małpują ich zwyczaje i obyczaje i wstydzą się swojej przeszłości. To przecież proszę pana, także waryaty na małą skalę, a że ich się hurtem nie pakuje do szpitala, to tylko dlatego, że niema takich, którzy by tego życzyli sobie dla własnej spokojności. Ten belferek takżeby się tu nie dostał, gdyby nie ów magnat, w którego córce rozkochał się waryat i gwałtem się o nią oświadczał. Napastował ją na ulicy; nachodził w domu, głosił, że panna w nim po uszy zakochana, i tylko ojciec stoi na przeszkodzie ich połączeniu, więc też magnat dla miłego spokoju zapakować go kazał do czubków i basta.
Jeszcze nie skończył Ski mówić, gdy z następnego numeru odezwało się przeraźliwe wycie.
— A to co? — spytałem, odskakując od drzwi przestraszony.
— A ha! to artysta nasz rozpoczyna swój zwyczajny koncert. Zaczekamy nieco, aż się zmęczy’ i uciszy, boby panu bębenki w uszach popękały od jego śpiewu!
— Pan to nazywasz śpiewem! .
— Nie, to on tak nazywa. Zdaje mu się, że ma prześliczny głos, europejski, i tylko zazdrość kolegów wpakowała go tutaj, aby mu zagrodzić drogę do sławy. Ma jednak nadzieję wydostać się ztąd za protekcyą dam jakiegoś dworu euro-