Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/232

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

swe szczęście i zatruwa życie ciotek, od których doznawał tyle dobrodziejstw. Nie chciały uwierzyć w szczerość argumentów i przypuszczały, że po za tem kryje się coś innego, jakiś nierozsądny romans, dla którego poświęcam istotne korzyści. Jedna z ciotek okazała się do tego stopnia praktyczną, że mi wytłumaczyła, iż to jedno drugiemu nie przeszkadza, że przy należytym takcie, będę mógł pogodzić obowiązki męża z ubocznemi skłonnościami serca.
Argumenta takie, z ust kobiety, do tego panny, mającej pretensye do świątobliwości, wstrętem mnie przejęły i oburzeniem, które wypowiedziałem w sposób może zbyt szorstki, zapytując ją, z jakiego katechizmu „nauczyła się takiej moralności? Nazwała mnie za to bezbożnikiem, niedowiarkiem, dla którego nie ma nic świętego i nasłała mi jakiegoś księdza, aby ten radami swoimi i upomnieniami zmiękczył zatwardziałego grzesznika i sprowadził na dobrą drogę.Podobno nawet na tę intencyą zakupiono mszy parę, aby Pan Bóg oświecił mój obłąkany umysł i dał mi poznać istotną wartość tego szczęścia, które sobie tak lekceważyłem. Traktowano mnie, jak zbrodniarza, że nie chciałem sprzedać się i udawać miłości dla starej baby. Ona sama zachowała się względem mnie neutralnie, nie występowała czynnie w tej sprawie, zostawiając całą działalność ciotkom; jednak widziałem, że znacznie ostygła jej życzliwość dla mnie, w sku-