Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/229

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

żości, to też zawracała temi oczyma na wszystkich: i na ludzi, i na rana Boga, i na wszystkich świętych, jakby sobie wszystkich chciała ująć słodyczą i łagodnością swego spojrzenia. Mnie także niemała porcya spojrzeń dostawała się w udziale, nawet wtedy, gdy najmniej stosowna była pora do tego, t. j. przy obrachunkach kwartałowych, gdy jej zdawałem sprawę z proWadzenia interesów. Interesa te nie wymagały wielkiej znajomości buchalteryi. Majątek bogobojnej wdówki składał się przeważnie z gotówki i dwóch kamienic; odbieranie więc czynszów od lokatorów i obcinanie kuponów, czasem jakaś odnowa domów, czasem operacyjka finansowa papierami, lub zastępstwo w sądzie, stanowiły całą moją czynność, za którą brałem wcale ładną pensyjkę, nie licząc prezentów, któremi mnie obdarowywała na każde większe święto lub imieniny. Ponieważ pensyjka dawała mi pewną niezależność w obec ciotek, a zarazem przeświadczenie, że umiem i mogę już zapracować na siebie, na tym punkcie zaś byłem bardzo ambitny; przeto nic dziwnego, że kobiecinie, która rui dała sposobność zapracowania na siebie, byłmu niesłychanie wdzięczny za to, a widząc, jak małe zajęcia dają mi jej interesa, starałem się wynagrodzić jej to dotrzymując jej towarzystwa, bawiąc rozmową, grając z nią w pikietę, odprowadzając ją do domu. Uważałem to, jako dodatek konieczny, do mych czynności obowiązko-