Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Może ty masz ochotę? — spytała żona.
— Ja?
Spojrzał na nią ze zdziwieniem, jakby coś nierozsądnego powiedziała, i wzruszył ramionami.
— Ja, wiesz dobrze, nie mam czasu na to, a choćbym i miał, tobym nie poszedł tam, gdzieby na mnie może przez ramię patrzano.
To szorstkie odezwanie się zwarzyło trochę wesoły humor towarzystwa. Walerya próbowała zacząć rozmowę o czem innem, ale jakoś nie szło, rozmowa rwała się co chwila. Wreszcie już i dziadek zaczął pod nosem nucić godzinki, co miało znaczyć, że myśli już o spoczynku, i dziewczynki posnęły także ojcu na kolanach i zwiesiły główki na jego ramiona. Wziął je ostrożnie na ręce i zaniósł na górę do łóżeczka.Rodzina bowiem cała mieszkała w jednym domu: Walerya z matką na pierwszem piętrze, gdzie także mieścił się magazyn strojów i gdzie był punkt zborny dla całej rodziny; Mulińscy mieli dwa pokoiki na drugiem piętrze, a Staneccy obok nich. Gdy i ślepego staruszka odprowadzono już na spoczynek, Juliuszowi wy padało także wstać i pożegnać się, tym razem nikt go, już nie zatrzymywał, bo pora była bardzo późna.Walerya z matką odprowadziły go do drzwi. Był im tak wdzięczny za to, że obiedwie przy pożegnaniu wycałował po rękach. Wydawały mu się w tej chwili tak blizkiemi serca, tak po-