Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wanie, a ona zachwycona, rozpromieniona, upiększona uczuciem i rozmawiali o swojej przyszłości, — a stara Kasia, obcierając w ciemnej kuchni talerze, przypatrywała im się z błogiem zadowolnieniem i wzruszona często przez zapomnienie, zamiast talerzy, łzy z oczów ścierką wycierała.
Ślub jednak nie odbył się jeszcze tak prędko.Rozsądna i rozważna zawsze Lucynka uważała za konieczne, żeby Hipolit wprzódy wyrobił sobie jaką taką praktykę, a sama chciała także lekcyami powiększyć ile możności swój kapitalik, aby im wystarczył na czas jakiś. Dopiero w rok blisko, w czasie rozpoczęcia wakacyj zdecydowała się na oznaczenie dnia ślubu.
Byłem i ja zaproszony na tę uroczystość i pośpieszyłem na nią z całą przyjemnością w oznaczonej godzinie tj o siódmej do mieszkania panny młodej. W sieni, do której przez okratowane okienko wpadały złociste pasy słońca, staczającego się już ku zachodowi, spotkałem jakąś staruszkę, która w ręku dźwigała ogromny ręczny koszyk i sypała z niego kwiaty na podłogę drżącą ręką. Nie byłbym poznał, że to Kasia, gdyby sama nie była mnie zaczepiła swojem stereotypowem: »kłaniam się pięknie wielmożnemu panu« — tak mi się odmieniła w świątecznym stroju. Ale bo też była ubrana jak nigdy jej nie widziałem, nie w swoje zwykłe krótkie, fałdziste spódniczki, jeno miała na sobie je-