Przejdź do zawartości

Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nak już W domu i od obsługaczki jego dowiedziała się, że właśnie co wyjechał na kolej, bo jedzie do rodzinnego miejsca po metrykę i papiery, co mu potrzebne będą do ślubu.
Kasia tak była nieprzygotowaną na podobną wiadomość, która wszystkie jej plany pokrzyżowała, że stanęła jak głupia, wytrzeszczyła bezmyślnie oczy na mówiącą, zbladła i słowa przemówić nie mogła. Dopiero gdy obsługa czka powiedziała jej, że jeżeli ma pilny interes do jej pana, to może go jeszcze na kolei przydybać, bo do odejścia pociągu jeszcze kawał czasu, odżyła biedaczka, odetchnęła swobodniej i pocwałowała co tchu na kolej.
Trafiła na czas, bo nawet kasa jeszcze nie była otwarta, a pan Hipolit z torebką przewieszoną przez ramię, przechadzał się zamyślony w przedsionku dworca. Kasia, przeciskając się przez gromadę posługaczy, którzy tamowali wejście, zbliżyła się do niego i zastępując mu drogę, odezwała się głosem stłumionym, bo go tamowało wzruszenie.
— Sługa pana konsyliarza.
Podniósł głowę do góry.
— A! Kasia! — odezwał się zmięszany — a ty tu co robisz?
Nie myślała odpowiadać mu na to pytanie, bo wewnątrz niej wszystko się teraz burzyło, gotowało, nie wiedziała sama od czego zacząć.