Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dzieć jej, jak się rzecz ma właściwie. A wtedy co się z nią stanie? Staruszka truchlała na tę myśl, całą noc oka nie zmrużyła, męcząc się nad wynalezieniem jakiego sposobu, aby uniknąć tej strasznej ostateczności i nie znalazła żadnego.Dopiero przy rannym pacierzu, kiedy mówiła: i odpuść nam nasze winy, przyszła jej nagle myśl, jak objawienie, zrzucić pychę z serca i iść do tego przeniewiercy, roztrząsnąć mu sumienie i prosić, żeby nie robił panienki — nieszczęśliwą.
Kosztowało ją to bardzo wiele, ale nie było innej rady, tu szło o szczęście, a może o życie jej najdroższej panienki, nie można było wahać się i zwlekać. To też zaraz rano wybrała się cichaczem z domu w tym celu. Po drodze wstąpiła do kościoła, wysłuchała całej mszy świętej i modliła się tak gorąco, jak nigdy może, aby jej się udało. Liczyła wiele na to, że skoro mu odkryje, co panienka dla niego robiła (bo szła z mocnem postanowieniem zdradzenia tej tajemnicy wbrew zakazowi Lucynki), to chybaby serca nie miał, żeby go to nie wzruszyło, a skoro tylko nawróci się do niej i ożeni się z nią, choćby nie kochał jej nawet tak bardzo, to była najmocniej przekonaną, że ją będzie musiał pokochać, jak pozna zbliska, co to za anioł, jakie to serce poczciwe i zacne. Tak sobie rozumowała staruszka i szła pełna najlepszych nadziei do mieszkania pana Hipolita. Nie zastała go jed-