Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

znak oczyma, aby milczał, obejrzał się wokoło i spostrzegł siedzącego pod oknem.
Czy go poznał, trudno było wymiarkować z jego twarzy, która w téj chwili przybrała wyraz obojętny i spokojny. Poszedł do lampy zapalić cygaro, a potém wraz ze starym żydem począł przechadzać się po izbie. Chodząc, rozmawiali z sobą po żydowsku, i to tak zniżonym głosem, że rozmowa ich wydawała się, jak mruczenie. Nareszcie starszy żyd zwrócił się do chłopa, siedzącego na ławie i rzekł rezolutnie:
— No, Wojciechu, jedziemy!
Chłop poruszył się, spojrzał w okno, poskrobał się po głowie z miną niezadowoloną.
— Kiéj ano leje jeszcze, i ćma, co świata nie widno.
— To wam się tylko ztąd tak zdaje. Deszcz już ustaje. No, golnijcie sobie jeszcze półkwaterek wódki, i wio!
Ten argument przekonał chłopa i rozruszał go jakoś. Wychylił wódkę jednym łykiem, splunął, otarł usta rękawem, odsapnął i rzekł:
— Ano, to jedźwa.
— Panowie zapewne ku miastu? — spytał Jan, chcąc przysiąść się do jadących, by nie brnąć po błocie z powrotem do domu. Ale starszy żyd wręcz mu odrzekł, że jadą w przeciwną stronę, i wyszedł prędko ze swoim towarzyszem z izby. Niezadługo