Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dał się słyszéć turkot wózka. Jan, który także wyszedł z karczmy, widział, że wóz właśnie w stronę miasta się potoczył.

Deszcz ustawał trochę, przynajmniéj nie lał już; Jan nie miał na co czekać i zabrał się do domu. Z początku szedł drogą, ale, że nogi ślizgały się po rozmiękłéj glinie, więc zeszedł na pole. Po trawie sporzéj mu było iść. Natrafił wreszcie na ścieżkę, która przez łąki, między ogrodami, prowadziła do owéj ustronnéj uliczki, ciągnącéj się wzdłuż klasztornego muru. Była to droga, jak wiemy, o wiele krótsza; to téż Jan w niecałe pół godziny znalazł się pod murem klasztornym. Idąc uliczką, dojrzał wśród szarego zmroku (bo już od wschodu bieliło się niebo), że przed furtką, prowadzącą do owego ogrodu, w którym mieszkała piękna żydówka, stał wóz i że z niego wynoszono jakąś skrzynią, czy pakę. Kiedy się zbliżył do tego miejsca, furtkę już ktoś zatrzasnął z wewnątrz, a chłop zabierał się do odjazdu. Jan chciał się go o coś spytać i zawołał na niego; ale chłop, czy nie słyszał, czy nie chciał odpowiadać, zaciął konie i ruszył szybko z miejsca. Za chwilę znikł na zakręcie ulicy.