Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A któż tam u was tyle morfiny zawsze potrzebuje?
— Zdrowy-by pewnie tego nie potrzebował, tylko chory.
— A któż to chory?
— Na co to panu wiedziéć? no, jedna dziewczyna, co jest u mnie.
— Kaszle pewnie? — pytał daléj aptekarz, rozdzielając proszek na równe części.
— Co niema kaszléć?
Jana od piérwszéj chwili uderzył zaraz niemiły, chrapliwy głos żydówki, i niedługiego potrzebował czasu, aby sobie przypomniéć, gdzie go słyszał już dawniéj. Było to w owym ogrodzie za klasztorem. Głos ten odwołał wtedy piękną żydóweczkę do domu. To téż Jan z uwagą przypatrywał się staréj, która, spostrzegłszy to, zmieszała się nieco i zdawała się być niespokojną. Przyszło mu na myśl, czy przypadkiem nie owa żydóweczka jest chora, i miał zamiar zapytać się o to, ale jakoś nie chciał wobec ojca i aptekarza przyznawać się do téj znajomości.
Tymczasem żydówka odeszła, chłopiec wrócił z poczty z gazetami i aptekarz, odebrawszy je od niego, zaprowadził swoich gości przez długą, ciemną sionkę do swego mieszkania. Składało się ono z dwóch pokojów, a wyglądało, jak muzeum, taka mnogość i rozmaitość była w niém wszelkich przedmiotów. Na ścianach wisiały jakieś kapelusze dzi-