Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z takim respektem mówił; ale podobał mu się jego szczypiący dowcip, bystry i spostrzegawczy umysł, który z taką zręcznością umiał chwytać śmieszności i tak trafnie je przedstawiać. Pannę Zenobią naprzykład przedstawił mu tak, że ją widział przed sobą, jakby w portrecie, i skoro jakaś dama, czarno ubrana, z zawiędłą twarzą, małemi, przenikliwemi oczkami i ostro zakrojonemi, wązkiemi ustami weszła do apteki z dużą księgą od nabożeństwa pod pachą, Jan odrazu w przybyłéj poznał dopiéro co opisaną osobę.
— A cóż? Jest moje lekarstwo? — spytałała, wchodząc. — A i pan Leszczyc tutaj? A to zapewne syn pański? Pan przybywa z Wiednia? Okropne miasto! gniazdo żydów i heretyków. Pan powinienbyś przebyć kwarantannę religijną, aby się oczyścić z téj zarazy. Szkoda, żeś pan nie przyjechał kilka dni wcześniéj, była-bym pana zabrała z sobą na misyą do Kobylanki. Czy pan zapisałeś się już do Towarzystwa święcenia niedzieli? Dam panu statuta — i sięgnęła ręką do torbeczki, wydobyła z niéj plik papierów i, dając z nich jeden Janowi, odurzonemu tym obcesowym atakiem, mówiła daléj: — Tu wpiszesz pan swoje imię i nazwisko. A w sobotę, da Pan Bóg doczekać, wpiszemy pana do różańca. Ojciec pański jest tam starszym. Powinieneś pan wstępować w jego ślady, a nie zapatrywać się wcale na takich heretyków, jak nasz aptekarz. — Tu