Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rzyć, że to potwór jaki. Z tém wszystkiém, to kobieta bardzo dobroczynna, wiele robi dla biednych.
— Pomimo to, wolał-byś pan być u niéj Azorkiem, niż biednym, a co? Prawda, że ma także swoje dobre strony; ale cóż z tego, kiedy tą swoją bigoteryą naszym gąskom miejskim do reszty w głowach poprzewracała. Gdyby to jaka baba kościelna, jaka wreszcie piekarka zabrała się tak do propagandy religijnéj, jestem pewny, że nasze panie zaczęły-by krzywić nosami i gotowe-by były na złość ateistkami zostać. Ale, że to hrabianka, kanoniczka, która jest zarazem jakąś damą honorową na dworze wiedeńskim, ma pieniądze i wpływy, więc wszystkie, jak owce, lecą za nią i beczą, jak im każe. Wszystkie chodzą poobwieszane szkaplerzami, koronkami, medalikami, urządzają jakieś procesye, kongregacye, bractwa; księgarz tutejszy od roku nie sprowadził żadnéj innéj książki, prócz do nabożeństwa — ale téż tych całą bibliotekę. Nawet mężczyźni już zarazili się tym obłędem religijnym, aby się przypodobać hrabiance Zenobii, bo im chodzi o jéj protekcyą. Burmistrz swoim tubalnym głosem kantoruje po procesyach; pocztmistrz co rano chodzi z ogromną księgą do kościoła, w nadziei, że za pomocą Pana Boga i panny Zenobii dobierze się do serca jakiéj posażnéj panny, a i kancelista zapisał się przed dwoma tygodniami do bractwa różańcowego, aby sobie tém pomódz do awansu. Widzicie więc, panowie, że