Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dla pańskiego ojca jest już tém samém świętością nietykalną.
— Któż to jest ta panna Zenobia? — spytał Jan.
— Stara panna, hrabianka, która tu osiadła na dewocyi i reprezentuje w naszém mieście żywioł ultramontański; nabożniejsza, niż sam ksiądz proboszcz i cały klasztor; nie żałuje pieniędzy i języka tam, gdzie idzie o propagandę religijną, prześladowanie heretyków. Jestem pewny, że chętnie ogłosiła-by przeciw mnie krucyatę, a moję biblioteczkę oddała na stos, gdyby nie to, że Azorek, jako słabowity z natury, potrzebuje często mojéj pomocy. Dzięki Azorkowi zyskałem sobie pewne względy u panny Zenobii, bo miłość do tego mopsa zajmuje zaraz po uczuciach religijnych najpiérwsze miejsce w jéj sercu. Dostała go od jakiegoś prałata rzymskiego, wielce świętobliwego, i chowa jak świętości, jak relikwie po nim. Dla miłości tego psa zapisała się nawet do Towarzystwa ochrony zwierząt, choć wietrzy w niém farmazońskie prądy. Teraz pan nie będziesz się dziwił, dlaczego z taką skwapliwością robię to lekarstwo. Muszę się spieszyć, bo panny Zenobii tylko co nie widać; poszła na chwilę do kościoła zmówić kilkadziesiąt pacierzy, tylko nie wiem, czy za mnie, czy za Azorka.
— A już téż to pan nie żałujesz czernidła na osmarowanie poczciwéj panny Zenobii — odezwał się stary Leszczyc z uśmiechem. — Mój Jaś gotów uwie-