Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jakie aptekarz z po-za niebieskich okularów rzucił na niego w chwili, gdy ojciec go przedstawiał. Było to spojrzenie rozumne i badawcze, nielicujące wcale z dziwaczném ubraniem. Poprosił ich siedziéć i rzekł:
— Panowie się nie pogniewacie, że ich tymczasem tu przyjmuję; ale muszę piérwéj załatwić się z tą babraniną. Tu pokazał im porcelanową miseczkę, w któréj jakąś maść rozcierał. — Subjekt mój wyjechał wczoraj do Krynicy, urządzać aptekę na sezon kąpielowy, chłopiec poszedł na pocztę i zostałem sam, a tu panna Zenobia szturmuje gwałtem o to lekarstwo...
— Czy panna Zenobia już wróciła? — spytał stary Leszczyc.
— Właśnie wczoraj wieczorem.
— I chora?
— Gdzieby jéj co było! trzyma się, jak zasuszona pokrzywa; ale biedny Azorek, który wraz z nią jeździł do Kobylanki na misyą OO. Jezuitów, strząsł się biedaczek, bo nieprzyzwyczajony do dalszych podróży. Pan się śmiejesz? — spytał, zwracając się do Jana — dobrze, że panna Zenobia nie widzi tego, bo-by panu nie darowała, że tak lekko traktujesz zdrowie jéj Azorka. Pan nie słyszałeś jeszcze nic o pannie Zenobii i jéj Azorku? Ojciec nie mówił panu o niéj?
— Nic wcale.
— Prawda, bo to protektorka klasztoru, więc