Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
IV.

Kilka dni upłynęło, zanim stary Leszczyc zdołał namówić syna do zrobienia wizyty aptekarzowi. Szedł on tam bardzo niechętnie, bo, jakkolwiek ojciec wiele mu nagadał o rozumie jego, to jednak, nauczony smutném doświadczeniem u burmistrza, spodziewał się zobaczyć prowincyonalnego mędrka, figurę nadętą, pozującą na coś większego, niż był w istocie. Przygotował się na obserwowanie śmieszności w innym znowu rodzaju.
Zewnętrzność aptekarza jeszcze więcéj utwierdziła go w tém mniemaniu. Zastali go stojącego za kasą w niebieskiéj bluzie, z zakasanemi rękawami, w czerwonym fezie, a że do tego miał rudą brodę i niebieskie okulary, więc w téj mieszaninie papuzich kolorów wyglądał, jak pajac cyrkowy. Jan nie mógł wątpić, że ma przed sobą człowieka, który nawet kosztem śmieszności usiłował być oryginalnym i zwracać uwagę na siebie. Zdziwiło go tylko spojrzenie,