Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A cioci co do tego? Ciocia się tylko do wszystkiego wtrąca i wszystko psuje.
— Ależ nie będę się wtrącać. Róbcie sobie, jak się wam podoba, kiedy nie chcecie słuchać starszych. Żebyście byli mnie słuchali, to-by Aniela już dawno była poszła za mąż.
— Bardzo proszę cioci, mnie się wcale nie śpieszy. Pójdę, jak mi się spodoba, i bez ciocinéj rady i pomocy.
Trzepała, jak perlica rozgniewana; ciotka jednak, raz dlatego, że większéj części tego nie słyszała, a powtóre, że już przyzwyczajoną była do tego, dość obojętnie przyjęła ten wybuch siostrzenicy i, zwracając się z flegmą do burmistrza:
— Nie uważa pan brat, że on kogoś przypomina. Kogoś bardzo znajomego, tylko sobie nie mogę przypomniéć kogo, czy we Lwowie, czy w Krakowie.
— Może znowu którego... z twoich konkurentów? — spytał burmistrz drwiąco i parsknął śmiechem.
— Śmiejcie się, gadajcie, co chcecie, a ja taki powiadam, że on mi okropnie kogoś przypomina, bo jakem tylko spojrzała na niego, to mi od piérwszego razu wpadło, żem go już gdzieś, kiedyś widziała. Zobaczycie, że ja sobie przecież muszę przypomniéć.