Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nice powinny Panu Bogu dziękować, że takiego człowieka dostały. Teraz niech-by mi kto odważył się słówko na was pisnąć, panie Leszczyc, no, miał-by się z pyszna! Zmłócił-bym go na kwaśne jabłko! Wasze zdrowie! Poczciwy, kochany! — i podniósł się ze stołka do kordyalnego uścisku.
Leszczyc dosyć chłodno, choć grzecznie, przyjmował te wynurzenia czułości; nie wiedział, co myśléć o burmistrzu, co u niego było prawdą, a co udaniem, i dlatego trzymał się ostrożnie, z daleka. Burmistrz tymczasem wysadzał się na coraz większą serdeczność. Chciał nią zatuszować niezręczny krok, jakiego się dopuścił. Zrobił to w nadziei, że Leszczyc, miękkiego usposobienia, łagodny z natury i nieśmiały, nie będzie miał odwagi odmówić mu i zgodzi się na propozycyą, z któréj i jemu korzyść wypadała. Burmistrz sądził uczciwość ludzi po sobie. Teraz dopiero spostrzegł, że się przerachował i silił się błąd ten naprawić. Probował nawet rozrzewnić się:
— Nie śmiejcie się, panie Leszczyc, ze mnie, że się rozczulam, jak baba, nad waszą poczciwością. Dziś mało takich, jak Boga kocham. Dziś jeden drugiego patrzy, mospanie, tylko zedrzéć, oszukać. Uczciwy człowiek, to perła, panie, którą szacować trzeba i obserwować. Szczęśliwe te dzieci, co mają takich rodziców. Bo cóż my droższego, mospanie, możemy zostawić naszym dzieciom, jak nieskalane i uczciwe imię. To téż ja nieraz mojéj Anielci mówię: choć-