Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— My tam także będziemy mieli coś do uiszczenia klasztorowi. Ratę na Święty Jan.
— Dwie raty, bo na Nowy Rok nie była uiszczona.
— Tak, tak, to podobno wynosi coś koło czterdziestu korcy.
— Sześćdziesiąt — poprawił go Leszczyc.
— Sześćdziesiąt aże! — zawołał burmistrz z udaném zdziwieniem — nie wiedziałem, że to tego tyle się uzbierało.
— Dwie raty po trzydzieści korcy, krótki rachunek.
— To będzie panie skweres, bo zboże poszło w górę, a miasto ma teraz bardzo małe dochody.
Leszczyc nic na to nie odpowiedział. Burmistrz także milczał, namyślając się, z jakiéj strony wziąć się do niego. Po chwili zaczął zamaszyście:
— E, żebyście tak chcieli, panie Leszczyc, tobyście mogli poczciwym mieszczanom wiele w tém dopomódz.
— W jaki sposób? — spytał całkiem spokojnie Leszczyc, nie domyślając się wcale, do czego burmistrz zmierza.
— Zakonnice-by ta nie zubożały o głupie dwadzieścia korcy, a miastu-by się niemało tém ulżyło.
— Ha, gdyby Panna Matka chciała ustąpić.
— Ona nawet wiedziéć o tém nie potrzebuje — mówił, przysuwając się do Leszczyca. — Co tam ko-