Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Panna Aniela spociła się w jednéj chwili z uciechy, tak, że krople potu wyżłobiły sobie w pokładach pudru kręte strumienie i spłynęły na gors obfity. Uważała jednak za stosowne nie pokazywać swego zadowolenia, otarła twarz chustką i mówiła z pozorną obojętnością daléj o pannach kontrolerównach:
— Bardzo miłe panienki; tylko młodsza trochę zezuje. Robili jéj podobno operacyą w Krakowie, ale się nie udała. A szkoda, bo, gdyby nie to, była-by wcale niebrzydka panna, choć panowie utrzymują, że ma złą figurę. Za to starsza, to już wcale się nie udała.
— A któraż się tu udała, proszę pani? — spytał Jan trochę drwiącym tonem. Zaczęło go to bawić, w jaki sposób Aniela zabrała się do malowania, a raczej czernienia swoich znajomości.
— Niby to o pannie Jędykalskiéj mówią, że niebrzydka, ale okropnie chuda, a ręce ma, jak kucharka, czerwone i ostre.
Przy téj sposobności uważała panna Aniela za stosowne uwidocznić swoje pulchne ręce z dołeczkami i z różowemi paznogietkami.
— Ha, nic dziwnego — ciągnęła daléj pochwały panny Jędykalskiéj — kto musi sam prać, prasować. Mówią, że nawet ziemniaki skrobie.
— Któż to jest ta panna Jędykalska?
— To niby matka jéj jest wdową po doktorze,