Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

za jednym zamachem aż dwa kłamstwa, bo piwnica jego dawno już nie widziała wina, a ta buteleczka, którą przyniósł wraz z kawą od Josla, znajdowała się w kuchni, i ciocia musiała ją własnoręcznie wytransportować do pokoju, bo kazać nie było komu.
— Niech sobie tam kobiety kawę, a my sobie, mospanie, nasze hungaricum.
— Ależ, mężu, może panowie wolą kawę.
— Gdzieby zaś woleli!
— Ja, jeżeli już co, to kawę — odezwał się młody Leszczyc z rezygnacyą.
— Otóż-to! młodzież od wina ucieka. My, starzy, nie tacy; prawda, panie Leszczyc? My sobie zostaniemy przy winku. Chodźmy do mego pokoju, tam sobie będziemy mogli swobodnie pogawędzić i fajeczkę zakurzyć. Fajka, gawęda, gawęda, fajka, wino, to lubię, w to mi graj!
I, mówiąc to, zabrał wino i Leszczyca ze sobą. Ciotka przedtém już wysunęła się do kuchni. Mama także znalazła sobie jakiś powód wyjścia z pokoju i Jan ani spostrzegł, jak znalazł się sam-na-sam z panną Anielą.
Czas jakiś trwało milczenie. Panna czekała, nie chcąc piérwsza rozpoczynać rozmowy, a Jan nie miał wcale ochoty. Był zły, znudzony, miał żal do ojca, że go tu na takie nudy sprowadził; przeklinał w duszy tego, co piérwszy kawę do Galicyi wprowadził, przez co przedłużył w obecnéj chwili o jaką