Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/355

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i bełkotał coś bez związku, zrywając się i szarpiąc odzienie na sobie. Wezwany lekarz, po zbadaniu go orzekł, że jest to choroba skomplikowana, i w istocie po kilku dniach pokazał się równocześnie tyfus, żółtaczka i zapalenie płuc; zdawało się, że te złe potęgi, które niszczyły mu ducha, przyoblokły się w widome kształty chorób, aby niszczyć teraz organizm; burza ze świata myśli przeszła w ciało.
Właśnie kiedy chory znajdował się w najniebezpieczniejszém wysileniu się tych chorób, zjawiła się Amelia. Przybyła bardzo w porę, bo stara Leszczycowa upadała już ze znużenia i bezsenności; siły nie dopisywały staruszce, gdy jéj przyszło dzień i noc pielęgnować syna, moralnie i fizycznie była przygnębioną. Przybycie Amelii dodało jéj sił i nadziei, bo uważała ją niejako za dobrego ducha, za anioła stróża swéj rodziny, z którego powrotem wszystko odmieni się na lepsze. To téż przyjęła ją, jak córkę. Nie mówiły wiele przy powitaniu, cichym płaczem tylko staruszka ulżyła trochę boleści swojéj i rzekła, wskazując na syna:
— Patrz! jakie nieszczęście. Bóg nas tak dotknął. Czy wiedziałaś o tém?
— Wiedziałam — odrzekła Amelia, wpatrując się zdziwionemi oczyma w Jana, który leżał z twarzą rozpaloną gorączką i, patrząc w sufit, mówił coś szybko i niewyraźnie. Nie poznał jéj wcale. Nie wybuchnęła głośnym płaczem, nie łamała rąk, nie