Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/334

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zajęta była w téj chwili czém inném. Była-by siedziała Bóg wié jak długo tak nieruchoma, zapatrzona w okno, na którém szarzał już zmrok wieczorny, gdyby jéj opiekun nie był przypomniał, że może się położy, bo jutro wcześnie rano będą musieli wyjechać. Poszła ku łóżku i zaczęła się machinalnie rozbierać. Dusza jéj nie była przy niéj w téj chwili, odbiegła gdzieś daleko. Nim się położyła do snu, Jędrzej Knapek (bo pod tém imieniem ukrywał się i tutaj Grünwald) wyniósł się na palcach do sieni i zamknął drzwi za sobą.
Nie spał on téj nocy wcale. Najprzód musiał pójść do wsi, nająć wóz z końmi na jutro; potém poszedł do miasta dla zakupna niektórych drobiazgów i żywności na drogę. Wrócił już koło północy do karczmy. Zaspana karczmarka otworzyła mu drzwi. Wszedł za nią do szynkowni.
— A cóż moja dziewczyna? — spytał. — Czy nie potrzebowała tu czego?
— Śpi jak zabita. Wam posłaliśmy w komorze.
Grünwald zapalił świeczkę, poszedł na drugą stronę, ostrożnie, powoli otworzył drzwi, by nie zbudzić śpiącéj, wsunął się po cichu do pokoju i, zasłaniając światło ręką, szedł na palcach do komory. Żydówka nie przebudziła się wcale, spała mocno, oddychając ciężko i prędko. Grünwald, przechodząc koło niéj, zatrzymał się i wpatrywał w śpiącą, mocno wzruszony. Knot u świecy zaskwierczał i chwi-