Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/333

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kącika, gdzie-by ci mógł dać schronienie. On sam tuła się teraz i chowa.
— Dlaczego żył nieuczciwie? Dobrze mu tak.
— Małko, gdyby on cię słyszał w téj chwili, było-by mu bardzo przykro — rzekł z wyrzutem i smutkiem.
— Nie usłyszy mnie. Ja go nie chcę więcéj widziéć.
— Ale może on pragnie cię zobaczyć — odezwał się stary drżącym głosem.
Amelia zawahała się chwilę, jakieś uczucie przebiegło po jéj twarzy niewyraźnym dreszczem, ale wnet otrząsnęła się z tego, jakby od natrętnego owadu, i rzekła:
— Miałeś mię zaprowadzić do Leszczyców.
— Nie dzisiaj, już późno. Jutro ruszymy w drogę. Odpocznij sobie, posil się.
I zajął się nią z całą troskliwością; przyniósł tam jakąś rybę z szynkowni, grzanego piwa z serem w czarce i kugla. Potém wyszedł do komory, która była za stancyą, wyniósł ztamtąd pełną naręcz betów i usłał je na łóżku. Obok łóżka przygotował ubranie suche i schludne, nie zapomniał o bieliźnie i trzewikach, bo te, które miała na sobie były zdarte i zabłocone.
Amelia przyjmowała te wszystkie oznaki czułéj troskliwości z dziwną obojętnością, zdawała się nawet nie zwracać na to uwagi. Myśl jéj widocznie