Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/332

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Amelka nie wiedziała, co powiedziéć. Nie znała wcale nazwiska owego człowieka, który obiecał zaprowadzić ją do Jana.
— Jeden człowiek — odezwała się niepewnym głosem — miał tu czekać na mnie.
— A to Jędrzej; on jest na tamtéj stronie. Jędrzeju! — zawołała głośniéj, uchylając drzwi — jest dziewczyna.
— Małka! — zawołał szyjący, zerwał się, odrzucił umbrelkę, pobiegł naprzeciw wchodzącéj i chwycił ją z uniesieniem w swoje objęcia.
Żydówka wyrwała się z rąk jego, dwie wązkie nitki zmarszczek zarysowały się na jéj czole i wpatrzyła się w niego wzrokiem surowym, a zarazem zdziwionym.
— Jak ty śmiesz tak mnie witać? Ja ciebie nie znam.
— Nie poznajesz mnie?
— Znam cię tylko tyle, że cię widziałam tam, w tém straszném miejscu — rzekła, wskazując z odrazą w stronę Tarnowa. — Ale to ci nie daje prawa tak się witać ze mną. Zkąd masz tę śmiałość? tyś złodziej, prawda? Siedziałeś za złodziejstwo?
— Widzisz, bo ja... ja znałem twego ojca, ciebie znałem, gdyś była małą, i dlatego...
— To ty chcesz mnie może zaprowadzić do ojca? — spytała żywo i cofnęła się ku drzwiom.
— Nie bój się, zostań. Ojciec twój nie ma teraz