Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/322

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zycyi, jaką mi zrobił z całą bezczelnością, sądziłem go zdolnym do wszystkiego. Powoli zaczęły wynurzać się z pamięci różne drobne szczegóły, utwierdzające mię w mojém podejrzeniu. I tak przypomniałem sobie, że, kiedy po odprawieniu interesantów zwróciłem się do niego, był zmieszany, jak człowiek, na gorącym uczynku złapany, że, kiedy wskazałem mu drzwi, nie probował choć pozór obrazy zachować, ale skorzystał z tego, by co prędzéj zejść mi z oczu.
Odkrycie tak potwornéj zbrodni w człowieku, którego nazywałem kiedyś swoim przyjacielem, którego przyjaźnią nawet chlubiłem się, przeraziło mnie tak, że zbezwładniałem na duchu i na ciele, i długiego potrzebowałem czasu, zanim mogłem myśléć i coś postanowić. W piérwszym momencie chciałem wezwać pomocy policyi, iść do jego mieszkania i zrobić ścisłą rewizyą, ale po chwili rozwagi przyszedłem do przekonania, że to było-by daremne, bo zapewne postarał się do tego czasu o dobre schowanie dla tych pieniędzy. Oskarżyć go i aresztować także było niemożebném, bo nie miałem w ręku żadnego dowodu jego winy, niczém-bym nie mógł go zmusić do przyznania się. Jedyna zostawała droga odwołania się, nie już do jego uczciwości, bo w nią straciłem wiarę zupełnie, ale do litości jego. Miałem nadzieję, że, kiedy mu przedstawię straszny los, jaki czeka mię, żonę moję i dziecko moje, kie-