Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/321

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sam zamek był u okienicy i przy okienku, przez które wydawało się interesantom pieniądze; klucze od tych zamków spoczywały przez noc w mojém mieszkaniu także pod zamknięciem pilném. Było więc niepodobieństwem, aby ktoś dobrał się do tych kluczy, a mógł dostać się do wnętrza pokoju i do kasy. A wreszcie, przypuściwszy nawet, żeby taki nieprawdopodobny wypadek mógł się zdarzyć, to złodziéj nie poprzestał-by przecie na skradzeniu jednéj paczki. Zacząłem przerzucać książki rachunkowe, szukając, czy przypadkiem nie wypłaciłem komu tych pieniędzy, ale nic podobnego nie było. Wypłaty w tym czasie odbywały się na drobne kwoty, zaledwie na sto reńskich były w obiegu, i to właśnie sprawiło, że tak późno spostrzegłem ubytek owych tysięcy. Mimo to męczyłem pamięć, czy może nie zapomniałem zapisać téj sumy w księgi, czy jéj nie wydawałem komu. Wśród tego szperania pamięcią po głowie, nagle, jakby natchnienie z góry, błysnęło mi wspomnienie owego dnia, w którym on przyszedł do mnie z tą haniebną propozycyą. Przerzucając księgę, znalazłem, że tego dnia i właśnie w czasie, kiedy on się znajdował u mnie w kasie, byłem zajęty wypłacaniem kilku wexli, że przez ten czas on chodził po pokoju, a szafa z pieniędzmi była otwarta. On, pomyślałem sobie, on i nikt inny. Dawniéj nie było-by mi na myśl przyszło podobne posądzenie, ale teraz, po téj haniebnéj propo-