Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/319

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cenie go na ryzykowną grę. Było to lekceważenie wszelkich zasad moralności, a zarazem lekceważenie mojéj uczciwości i mojego losu. Chciałem mu to wszystko wypowiedziéć, ale pojawienie się kilku osób w oknie kasy, przy którém odbywała się wypłata, przeszkodziło mi w tém. Poszedłem ku okienku i zająłem się wypłatami wexli, on tymczasem chodził po pokoju swobodnie, jakby u siebie. Widocznie milczenie moje tak go ośmieliło, był pewny, że pokonał mnie argumentami swemi i czekał na skutek. Wszystko gotowało się we mnie, i byłem tak roztargniony, że przy wypłacie popełniłem kilka pomyłek, na które aż interesanci zwracać musieli moję uwagę. Irytowała mnie do najwyższego stopnia obecność tego człowieka; zdawało mi się, że sam oddech jego zatruwa i bezcześci powietrze. Miałem ochotę drzwi mu pokazać, i czekałem tylko, aż załatwię się z interesami. Na nieszczęście było ich tylu, że więcéj, niż pół godziny, zajęli mi czasu. Zaledwie ostatni wyszedł, zwróciłem się ku memu kusicielowi. Musiał wyczytać wszystko w moich oczach, bo spuścił wzrok ku ziemi i był mocno zmieszany, a nawet drżący.
— No, cóż? — spytał niepewnym głosem — zgadzasz się na mój projekt?
Poszedłem cały wzburzony ku drzwiom, otworzyłem je i, wskazując mu ręką, rzekłem, z trudnością hamując gniew, który mną miotał: