Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/312

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dnie, kiedy już było po ślubie. Nowożeniec, z powodu małżeństwa, wziął urlop z biura na trzy tygodnie. Nie uważałem za stosowne niepokoić go w tym czasie przypomnieniem uiszczenia długu i czekałem cierpliwie, dopóki nie powróci do czynności swoich. Tymczasem w tydzień może po ślubie zjawił się u mnie w kasie, w podróżném ubraniu; mówił, że wyjeżdża z żoną w téj chwili do jéj rodziców po odbiór majątku i że potrzeba mu na gwałt tysiąc reńskich. Traktował tę pożyczkę jako bagatelkę, któréj mu odmówić nie śmiałem. Było-by to dziwną nieufnością z méj strony, odmawiać tysiąca guldenów człowiekowi, który jechał odbierać krocie, a przytém człowiek ten miał taki wpływ na mnie, że nie miałem odwagi odmówić mu, i zrobiłem, co chciał. Za parę tygodni miał powrócić. Rzeczywiście wrócił i stawił się w biurze jeszcze przed końcem urlopu; ale uważałem, że był jakoś dziwnie usposobiony, gorączkowy, niespokojny, roztargniony. Ów humor promieniejący, jaki miał po ślubie, opuścił go, a na czole jego ciążyło coś, niby chmura. Nie patrzał już tak wyzywająco ludziom w oczy, jak przedtém, a szczególniéj mnie unikał. Mógł to robić tém łatwiéj, że on pracował na piérwszém piętrze, a ja przez ten czas znajdowałem się w kasie na dole. Kiedy po zamknięciu kasy przychodziłem do jego biura, nie zastawałem go już zwykle. Zastanowiło mnie to trochę, ale tłómaczyłem sobie jego