Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

oparłem na błahych pozorach. A któż zaręczy mi, czy nie dla mnie właśnie chciała być piękną tego wieczora? czy nie dlatego była roztargnioną i niespokojnie poglądała na zegar, że wiedziała, iż przyjście Adolfa przerwie nam miłe sam-na-sam. Te wątpliwości obudziły się teraz dopiéro we mnie i robią mi wyrzuty bolesne. Zły jestem na siebie samego za mój charakter podejrzliwy; zły jestem, że tu jestem i, gdyby nie wzgląd na rodziców, jutro wrócił-bym już do Wiednia. Dla moich rodziców nie mogę tego zrobić, spętany jestem przyrzeczeniem, że zabawię tu kilka tygodni, dopóki nie rozstrzygnie się sprawa o moję posadę. Kilka tygodni przepędzić z daleka od niéj, w téj przerażającéj ciszy małéj, nudnéj mieściny. Sama ta myśl trwoży mię; nie wiem, jak zdołam przemęczyć ten czas. Gdybym przynajmniéj mógł z moimi starymi mówić o tém, co mię teraz najwięcéj, jedynie zajmuje; ale czuję, że nie odważył-bym się odkryć im téj tajemnicy mego serca. Bo i cóż-bym im powiedział o mojéj miłości? Same wątpliwości, fata morgana, któremi łudziłem siebie. Wobec ich trzeźwego poglądu musiał-bym rumienić się. Boję się, bym z ust ich nie usłyszał: ona cię nie kocha, mój synu! — i dlatego milczę, i mówię z nimi o wszystkiém, tylko nie o tém, o czém chciał-bym; dlatego rozmowa taka męczy mię, szukam samotności, bo w niéj mogę przynajmniéj swobodniéj myśleć o niéj. Teraz do-