Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/309

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Bóg ci zapłać, Janie, że wierzysz w uczciwość ojca — odezwał się stary ze łzami w oczach.
— A więc to był żart, nie prawda? — pochwycił żywo Jan. — Nie siedziałeś w kryminale.
— Mówiłem ci, że siedziałem, ale nie za swoje winy.
— Więc niewinny siedziałeś trzy lata? — pytał tonem niedowierzania.
— Trudno ci w to uwierzyć? Bałem się tego, i dlatego nigdy nie mogłem zdobyć się na odwagę opowiedzenia ci téj bolesnéj tajemnicy mego życia. Miałem nadzieję, że się bez tego obejdzie, że będę mógł ją zabrać z sobą do grobu. Niestety, los nie oszczędził mi téj przykrości, abym się przed synem własnym nie potrzebował tłómaczyć i usprawiedliwiać. Ale kiedy już do tego przyszło, potrzeba, abyś wysłuchał wszystko. Zostań pan — rzekł do aptekarza, który chciał wyjść przez delikatność, widząc, że się zanosi na poufne zwierzenia tajemnic rodzinnych — zostań pan, chcę, abyś i pan wysłuchał wszystko i był moim sędzią.
Aptekarz usiadł pod oknem. Jan podparł głowę ręką i ponurym wzrokiem wpatrywał się w ziemię. Stary Leszczyc tak zaczął:
— Będzie temu lat dwadzieścia parę, jak zajmowałem posadę kasyera przy jednéj instytucyi finansowéj we Lwowie. Była to posada, która, przy skromnych potrzebach naszych, dawała nam nietyl-