Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/305

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Więc i pan chcesz się bić jeszcze? — spytał go stary dziwak opryskliwie.
— Mam teraz więcéj, niż przedtém, powodów — odparł Jan — bo winienem nietylko bronić swego honoru, ale pomścić także śmierć Leona.
— Piękna będzie pomsta, jak ci wpakuje kulę w brzuch. Jestem pewny, że tak się stanie, bo fuszery mają zwykłe szczęście.
— Krew oczyszcza honor.
— Tak, ocalisz pan honor, a zabijesz matkę. Pfe! te wasze pojedynki, z których największy łotr, jak ma celne oko, lub szczęście, wychodzi cało. Piękna mi sprawiedliwość. Zresztą — dodał żywo — pan nie masz prawa bić się.
— Dlaczego? — spytał zdziwiony Jan.
— Nie słyszałeś pan, co powiedział Leon, że życie twoje darował pannie Amelii. Nie masz więc prawa rozporządzać tém, co do ciebie nie należy; inaczéj, nazwę cię...
Chciał powiedzieć: złodziejem, i zatrzymał się, bo zdawało mu się, że nazwa podobna, choć wypowiedziana z dobrego serca i niby żartem, mogła go obrazić. Było to zbyt drażliwe przypomnienie kwestyi, o którą właśnie sprawa się toczyła. Ale Janowi ani na myśl to nie przyszło, i całkiem spokojnie odpowiedział mu:
— Nazwij sobie pan to, jak chcesz, ja się bić muszę, i będę.