Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/295

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wał, był właśnie we Lwowie, będzie mógł najlepiéj wyjaśnić to nieporozumienie. Dlatego téż milczeniem zgodził się na napisanie listu do niego.
— A gdzie Leon? — spytał Jan po niejakimś czasie. — Czy nie przyjdzie tutaj.
— Leon zajęty, ma jakieś ważne pisanie i został w domu.
Janowi wystarczało zupełnie to wyjaśnienie, a aptekarz nie kwapił się powiedziéć mu więcéj. Zrobił to na wyraźne żądanie Leona, który nie chciał, aby Jan dowiedział się o pojedynku i o powodach, które go skłoniły do tego, aż gdy już wszystko się skończy.
Pojedynek bowiem miał rzeczywiście przyjść do skutku pomimo tchórzowstwa Adolfa. Zniewaga była publiczną, schować jéj do kieszeni nie można było; nie było także żadnego powodu, którym można-by, maskując wrodzone tchórzowstwo, wycofać się z honorem z téj sprawy; wszyscy znajomi Adolfa jednogłośnie orzekli, że bić się powinien. Sekundanci, pomiędzy którymi znajdował się także aptekarz ze strony Leona, ułożyli między sobą warunki i naznaczyli pojedynek na drugi dzień rano, o pół mili ztąd w ruinach starego zamczyska. Pojedynkujący się, dla wzajemnego uwolnienia się od odpowiedzialności przed prawem, mieli wygotować własnoręczne przyznanie się do samobójstwa, na wypa-