Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/288

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

piéro go spostrzegł — masz, czytaj, to ciebie także obchodzić powinno, bo i ciebie usiłował skompromitować swoją znajomością ten ptaszek.
Leon zmarszczył się jeszcze bardziéj i, nic nie odpowiadając, czytał daléj. W milczeniu jego ponurém, groźném, czuć było zapowiedź czegoś złego; wszyscy to instynktowo przeczuwali, i dlatego umilkli.
— No, i cóż ty na to? — spytał Adolf, gdy przestał czytać.
— Nie widzę tu nigdzie nic, co-by mogło rzucać jakikolwiek cień na charakter Jana — odezwał się Leon głosem, który z trudnością mu się przeciskał przez ścieśnione gardło. — Tu zdaje się być tylko mowa o jego ojcu, jeżeli ten Górski jest rzeczywiście ojcem jego.
— Alboż to mało być synem złodzieja? Piękna rekomendacya! — rzekł Adolf, wybuchając drwiącym śmiechem.
— W istocie bardzo mało, aby potępić człowieka, który na to nie zasługuje.
— Myślisz go bronić.
— Nie jego, tylko siebie, bo jestem jego przyjacielem.
— Przyznam ci się, że nie masz się z czém chwalić!
Blada dotąd twarz garbuska zapłonęła nagle