Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/253

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ko uderzania łopaty o kamienie. Gdyby żydówka była baczniéj obserwowała pracującego, była-by mogła zauważyć, że od czasu do czasu krople wody ściekały po jego zmordowanéj twarzy i upadały to na ziemię, to na łopatę. Może to był pot, a może łzy. Ale jéj nie przyszło na myśl patrzéć na niego. Wstała obojętnie i zabierała się do odejścia.
— Nie odchodź jeszcze — odezwał się żywo Grünwald, ocierając rękawem twarz mokrą — mam ci coś powiedziéć, coś bardzo ważnego.
— Mów — rzekła chłodno.
— Posłał mnie Jan.
Żydówka zadrżała.
— Kazał ci powiedziéć, że gardzi mną, prawda? Odsyła mi może pierścionek?
— Nie; kazał ci powiedziéć, że kocha cię, jak dawniéj, że powinnaś żyć dla niego.
Żydówka zaczęła prędko mrugać powiekami, jakby nie mogła znieść blasku tych słów; oczy jéj ożywiły się nagle, na twarzy krzyżowały się najrozmaitsze myśli, stawała się prawie nieprzytomną z radości, chwyciła się rękoma za piersi, jakby się bała, żeby nie pękły, i długo nie mogła przemówić ze wzruszenia.
— Na Boga, uspokój się! — odezwał się żyd, nie przerywając roboty — bo mogą zobaczyć. Zgubisz mnie i siebie!
— Więc to on ci powiedział? — zapytała Amelia