Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/254

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zniżonym głosem, drżącym od uciechy — on? Nie, to niepodobna. On nie może kochać córki złodzieja; on taki prawy, zacny, szlachetny, musi się brzydzić mną. Może tylko z litości tak mówi.
— Jego ojciec siedział także w kryminale za złodziejstwo.
— Kłamiesz! Ciebie ktoś tu umyślnie posłał, abyś go oczernił! — zawołała z ogniem.
— Sam ci to powié.
Żydówka nic na to nie rzekła Wiadomość, którą usłyszała, wprawiła ją w osłupienie.
W téj chwili odezwał się głos dozorcy, wołający Knapka.
— Idę, idę! — odezwał się głośno, a do Amelii rzekł po cichu śpiesznie: — Niezadługo będziesz wolną. Gdy cię ztąd wypuszczą, idź do karczmy na górę Świętego Marcina, ja tam będę czekał na ciebie i zaprowadzę cię do niego.