Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

śmiejąc się i gwarząc głośno. Znaczna część tych ludzi zatrzymywała się koło karczmy; jedni wstępowali na napitek, drudzy, już napici, rozprawiali przed karczmą. Kilka fur zatrzymało się tam także, a wśród nich kręciły się dziady i żydzi. Gwar, hałas był tu wielki, wszystko, co żyło, odzywało się. Gęsi, prosiaki, bydło, konie, dzieci, ludzie wrzeszczeli tak, jakby się nawzajem przekrzyczéć chcieli.
Naraz koło szerokiéj bramy, wiodącéj do karczmy, uciszyło się; ci, co stali daléj, obejrzeli się, zdziwieni tą nagłą ciszą, i także umilkli. Milczenie rozchodziło się coraz szerszém kołem wśród tłumu, ale nikt nie wiedział, dlaczego; jeden pytał drugiego po cichu, co takiego, i podnosił głowę ku bramie. Wreszcie nad głowami tłumu ukazały się mundury żandarmów; jeden z nich wyszedł na ławkę i ręką nakazywał milczenie. Kiedy się już dobrze uciszyło, zaczął donośnym głosem czytać, że sąd karny poszukuje dwóch żydów złodziei za liczne kradzieże, jakich w ostatnich czasach dokonali z niesłychaną śmiałością i zręcznością.
— Jeden z nich — czytał daléj żandarm — Izaak Grünwald, nazywający się także fałszywie Szrot Mendel, albo Mord Mojżesz, albo Moritz Leibe, a także i Jakób Kornblum, lat czterdzieści ośm, wzrostu średniego, krępy, włosy i broda szpakowate, twarz rumiana, oczy siwe, ubiór starozakonny. Drugi, Rokoh Nuchem, mieniący się także Aronem Bernstei-