Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Co ci się stało? — pytała troskliwie żona.
— E, nic, nic, to tak z radości. Takeście mnie przestraszyli, niepoczciwi. — I wyciągnął do nich ręce, aby ich przygarnąć ku sobie.
— Czy ci już lepiéj?
— Już, już lepiéj; tylko posiedźcie tak przy mnie chwilę, niech trochę przyjdę do siebie. A tom słaby, jak niewiasta — mówił daléj, ocierając spoconą twarz. — Pokazuje się, że szczęście trudniéj znieść, niż nieszczęście.
Potém spojrzał na żonę, która wpatrywała się w niego z troskliwością; uśmiechnął się do niéj i przytulił ją do siebie.
— Ej, ty, ty starucho! tak mnie zwodzić!... figle się jéjmości trzymają. Poczekaj, zmówię ja się kiedy z Jasiem na ciebie, zrobimy ci prima aprilis. Prawda, Jasiu?
Tu zwrócił oczy na syna i zatrzymał je długi czas z lubością na jego dorodnéj i pięknie rozwiniętéj postaci.
— Uważasz ty, matko, jak on zmężniał. Czyby kto uwierzył, że to mój syn? Ta to Herkules prawdziwy.
I wyciągnął znowu ręce do syna, by go przycisnąć do siebie, i całował go po włosach i po skroni.
— A dajże mu już pokój! zmęczysz mi chłopca,