Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

koju były zamknięte, co się nigdy nie zdarzało. Spojrzał znowu na żonę, czekając wytłómaczenia tego wszystkiego, i spotkał się z jéj wzrokiem uśmiechniętym i dziwnie jakoś radośnie błyszczącym. Wesołe przypuszczenie mignęło mu jak błyskawica po głowie.
— A bo może Jaś...
Nie dokończył; drzwi drugiego pokoju szybko się otwarły i młody mężczyzna kolosalnéj budowy rzucił się ku niemu, chwycił go w swoje ramiona i, całując mu twarz i ręce, powtarzał z uśmiechem:
— Ojcze, kochany ojcze!
Matka z oczyma wilgotnemi, twarzą uśmiechniętą, rozpromieniona, przypatrywała się temu powitaniu i trzymała otwarte ramiona, aby w nie znowu zabrać syna, gdy się ojcem nacieszy. Naraz spostrzegła, że ręka męża, którą objął syna, spadła na dół bezwładnie; i syn, trzymając ojca w swych ramionach, uczuł także, że stary zawisnął mu ciężko na rękach. Spojrzał na niego i zobaczył twarz bladą, a oczy zamglone.
— Ojcze! co tobie? — zawołał przestraszony i podniósł starego do krzesła.
Matka przybiegła co tchu ze szklanką wody, bryzgnęła kilka kropli na twarz omdlałego.
Leszczyc się wstrząsnął, otworzył oczy, spojrzał na syna, na żonę i uśmiechnął się łagodnie i serdecznie.