Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Na to zaklęcie stary nie miał odwagi kłamać daléj i spuścił oczy.
— A widzisz! zaczynasz mię na starość oszukiwać — mówiła, zbliżywszy się do niego i grożąc mu filuternie palcem — może nawet nie był jegomość na poczcie, kto wie, gdzie się bałamucił, może za jakiemi panienkami.
— Ależ, Joasiu — rzekł Leszczyc, składając ręce, bo samo przypuszczenie takie bogobojną w nim trwogę budziło — gdzież znowu? Byłem na poczcie, jak mnie żywego widzisz; listu nie było, ani kartki, ale bałem się, żebyś się nie martwiła.
— A o cóż-bym się miała martwić? — pytała z uśmiechem, który także zgorszył Leszczyca.
— No, o to, że Jaś nie wraca.
— Ha, skoro mu tam lepiéj, niech sobie siedzi, ja o niego martwić się nie myślę.
— Ależ, Joasiu, co ty mówisz? — odezwał się, patrząc na nią wzrokiem nie zdziwionym tylko, ale przerażonym.
Nie mógł zrozumiéć, co znaczy to dziwne zachowanie się żony; równocześnie uderzył go nieporządek, panujący w pokoju. Mieszkanko ich odznaczało się zawsze schludnością i porządkiem; każda rzecz miała swój kąt stały. Tymczasem teraz spostrzegł, że stołek leżał wywrócony, że krośna, na których żona haftowała antepedium, leżały na ziemi, jakby gwałtownym ruchem rzucone, drzwi do drugiego po-