Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ależ wiemy już, wiemy! — odezwała się kwaśno Aniela.
— Jakto? o żydówce już wiecie?
— Wiemy, wiemy!
— I o trupach znalezionych?
— O jakich trupach? — spytał burmistrz.
— No, przecież znaleziono jakiś kufer, w którym był człowiek.
— A cóżeś ty nam nic o tém nie mówił? — zainterpelowała żona burmistrza.
— Ależ to nie tak było. Dajżeż siostra spokój z takiém gadaniem!
— Ty, jak widzę, myślisz ich jeszcze bronić! — zawołała znowu małżonka.
— Ależ nie bronię, tylko poco bajki gadać?
— Kiedy ja sama słyszałam, jak na ulicy baby rozpowiadały sobie o jakimś kufrze i człowieku!
— No, to o tym kufrze właśnie, w którym siedział złodziéj ukryty, ale nie trup żaden! Kufer ten oddano między pakunki, a że się zamykał z wewnątrz, więc sobie złodziej, mosterdzieju, podczas jazdy otworzył kufer i dopiéro wytrychami majstrował po cudzych kufrach, przenosząc do swojego, co mu się zdawało, że warte tego.
— A cóż to za szelmowski pomysł! — zawołała z oburzeniem pani burmistrzowa.
— A rzeczywiście dowcipni złodzieje, niéma co