Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na górę. Jan nie przemówił do niéj ani słowa, ukłonił się tylko; ale sprytny garbusek z tego ukłonu poufałego, z zarumienionéj twarzy panny, ze spojrzeń, jakie zamienili ze sobą, domyślił się wszystkiego i, gdy był już na ulicy, odezwał się niby do siebie:
— Teraz rozumiem, dlaczego czary rusałki nie skutkują; mamy talizman.
Jan udał, że nie rozumié téj alluzyi i nic się nie odezwał; niekontent był jednak, że Leon podpatruje tajemnice jego serca i myślał nad tém, jakby można pozbyć się delikatnie tak ciekawego towarzysza, a przynajmniéj nie przyjmować go w domu. Przypadek pomógł mu w tym względzie. Leon, kupując jakieś lekarstwo w aptece, poznał się z aptekarzem i dowiedział się, że ten nieźle gra w szachy. Była to niemała asekuracya przeciw nudom, i Jan przez to został oswobodzony od jego ciągłego towarzystwa. Mógł teraz więcéj czasu poświęcić matce i Amelii. Potrzebował być z niemi częściéj dla własnego spokoju, dla odzyskania równowagi, którą tracił w towarzystwie Julii. Bo jakkolwiek serce jego obojętne było całkiem dla niéj, to jednak kosztowało go bardzo wiele zachować zimną krew i spokój wobec tych wyraźnych objawów skłonności, jakie mu okazywała. Była to jedna z tych natur kapryśnych i despotycznych, które umieją na zimno i bez wyrzutów sumienia dręczyć ofiary, uległe ich woli, ale miękną wobec woli silniejszéj; a Jan właśnie zyskał nad nią