Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/199

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A raz jeszcze powtarzam panu, że nie chcę, abyś pan z nami jechał, i jeżeli pan na najbliższéj stacyi nie wysiądziesz, to, jak mamę kocham, słyszysz pan, jak mamę kocham, nie chcę pana więcéj widziéć na oczy.
— Ależ, Julio! — zawołała mama, rozczulona, że jéj imienia użyła na to sakramentalne zaklęcie.
— Powiedziałam już; masz pan do wyboru. Pamiętaj pan, że powiedziałam: „jak mamę kocham”.
— Jaka ona przedziwna! — mówiła mama zachwycona.
Wtém rozległ się świst lokomotywy.
— Może to już ta stacya, gdzie mamy wysiadać? — spytała zaniepokojona i spojrzała na Leona, siedzącego w milczeniu naprzeciw niéj.
— Nie. Mamy jeszcze dwie stacye do przebycia.
— Dwie stacye jeszcze? Ach, jak ta kolej powoli się wlecze! A tu takie gorąco.
Wzięła w rękę chiński wachlarzyk i, rzucając się niedbale na siedzenie, poczęła się nim wachlować.
— Może przejesz cukierka? — spytała troskliwie matka, biorąc za torbeczkę.
— Ach, dziękuję mamie! już przesyciłam się temi słodyczami. Ale wody to-bym się napiła.
— Wody, wody, panie Adolfie! postaraj się pan o wodę dla Julii.
— Poczekajcież państwo, niech pociąg stanie, bo jak Adolf połamie nogi, to nie będzie mógł przynieść